Część I - SKS - początek.

Pawełek urodził się z wadą stopki. Gdy położna po porodzie położyła mi Go na piersi, zaczęła opowiadać, że synek jest zdrowy, że dostał maksymalną liczbę punktów, że tylko ta stopka, ale to się łatwo leczy... W tamtym momencie miało dla mnie znaczenie tylko jedno słowo 'zdrowy'.


Ponieważ mały przyszedł na świat w nocy, dopiero następnego dnia miałam okazję wziąć Go na ręce, przewijać i obejrzeć stopkę. No dobra, trochę krzywa, ale taka mięciutka, a skoro 'łatwo się leczy' to luuuz... Nie myślałam o tym i szczerze mówiąc także nikt nie przychodził do mnie o tym rozmawiać. Jedyne, co powiedziała Pani doktor, to że w dniu wypisu przyjdzie do mnie pielęgniarka, której córeczka także miała tą wadę i opowie co i jak oraz da namiary na dobrych lekarzy. 

Dzień wypisu. Przychodzi wspomniana pielęgniarka i w kilku zdaniach dowiaduję się, że to 'łatwe leczenie' to wsadzenie nóżki z wadą w gips na najbliższe kilka miesięcy, a sama terapia potrwać może kilka lat. Przyznam szczerze, że więcej z tej rozmowy nie pamiętam. Puściły mi nerwy i płakałam już cały czas... I w szpitalu i po powrocie do domu i przez kilka następnych dni. Dobrze, że tatuś Pawełka zajął się formalnościami w szpitalu, bo ja nie miałam do tego głowy. 

Informacja, że nóżkę należy zagipsować jak najszybciej sprawiła, że zamiast cieszyć się w pełni pierwszymi dniami macierzyństwa, zajęta byłam szukaniem specjalisty, który zgodzi się wziąć pod opiekę Pawełka. Nie skorzystaliśmy z namiarów ze szpitala, ponieważ prowadziły one do Prokocimia w Krakowie, a to dla nas było dość daleko. Gips na nóżce należało zmieniać co tydzień przez kilka miesięcy, więc zdecydowaliśmy, że postaramy się znaleźć kogoś na miejscu. 

Z perspektywy czasu myślę, że była to bardzo dobra decyzja. Trafiliśmy na świetnego lekarza. Na lekarza, dzięki któremu nie tylko Pawełek jest zupełnie zdrowy, ale i mama zniosła tą przygodę znacznie lżej. Wydaje mi się, że podejście doktora Marcina Hajzyka 'uratowało' całą sprawę. To jego zachowanie, optymizm i jakiś taki wewnętrzny spokój powodowały, że zmiany gipsów nie były takie straszne. Oczywiście dla nas... bo Pawełek swoje przeżywał za każdym razem... ale o tym za chwilę. 

Miś miał dokładnie 2 tygodnie. Założenie pierwszego gipsu było dramatem, ale tylko dla mnie. Fakt, że Mały Miś dostał gipsowy bucik wytrącał mnie z równowagi ilekroć na niego patrzyłam. Nie mogłam się oswoić z tym, że tak będzie kilka m-cy. Pawełek natomiast zniósł ten fakt bardzo dzielnie. Oczywiście, w szpitalu bardzo płakał, ale umówmy się, na tym etapie Misiu ogólnie sporo płakał (na przykład demonstrując, jak bardzo nie lubi zmiany pieluszki, czy kąpieli...). Sama wada nie była bolesna. Założenie pierwszego gipsu również. Może nie było komfortowe, ale na pewno nie sprawiało dużego, fizycznego bólu. Stopkę prostuje się małymi kroczkami, więc nie jest to tak, jak wyglądało w mojej wyobraźni... Misiu przestał płakać niemal zaraz po tym, jak Pan doktor skończył i mogłam Go przytulić.
Pawełek po założeniu pierwszego gipsu.
Moje największe obawy związane były z tym, że gips będzie ciężki, że dziecko nie będzie mogło ruszać nóżką... że zrobią się otarcia, odleżyny i cała masa innych. ŻADNA z tych obaw nie okazała się słuszna. Gdy gips całkowicie wysechł, był leciutki, a dwutygodniowy Pawełek machał nóżką dokładnie tak samo żwawo jak tą bez gipsu. Nie było żadnych otarć, żadnych odleżyn ani innych powodów do niepokoju. Tutaj dodatkowy plus dla doktora Hajzyka, który potrafił skutecznie założyć gips używając mniej materiału roboczego, niż jego koledzy. Może też właśnie dzięki temu nie było tak 'strasznie'. Dla przykładu, poniżej pokazuję porównanie gipsu pierwszego z drugim. Pierwszy zakładany przed dr Hajzyka, drugi przez jego kolegę (wyjątkowo, gdyż nasz dr był na urlopie). Każdy następny gips był również lekki i cienki, a Pawełek od lipca do września nie nabawił się cienia otarcia.
Drugi gips Pawełka.
Pierwsze efekty leczenia było widać już po drugiej zmianie gipsu, czyli po 2 tygodniach. Jak widać na zdjęciach poniżej, nóżka na oko wyglądała zupełnie normalnie. Tylko lekarz, oglądając i dotykając stopkę był w stanie stwierdzić, że oczywiście nóżka wymaga dalszego leczenia. Tutaj uwaga dla rodziców, którym wydaje się, że leczenie można przerwać w momencie, gdy stopka wygląda normalnie. Nie, nie można. Ta wada wraca, a zaniedbanie leczenie skutkuje niemożliwością normalnego chodzenia. Generalnie - te ok 3 m-ce gipsu to mus. Koniec i kropka.



Finałem leczenia wady był zabieg wydłużenia ścięgna Achillesa. Dość długo łudziłam się, że samo gipsowanie wystarczy, jednak nasz lekarz, któremu zaufaliśmy na 100% zadecydował, że dla przyszłego jak najlepszego rezultatu powinniśmy ten zabieg wykonać. W szpitalu (Chorzów) byliśmy 3 dni. Zabieg odbywał się w znieczuleniu całkowitym. Po zabiegu Pawełek musiał mieć gips jeszcze prawie miesiąc bez zmian. Gips, który tym razem był gruby i dość ciężki (zdjęcie). Efektem tego przydługiego okresu noszenia gipsu były niewielkie otarcia, które widoczne są na zdjęciach. Otarcia te wyglądały 'groźnie', jednak bardzo szybko zniknęły, a sam Pawełek sprawiał wrażenie, że w ogóle ich nie czuje. Finalnie, jedynym efektem 'ubocznym' trzech m-cy w gipsie była dość długo łuszcząca się skórka na nóżce. To chyba 'nic' w porównaniu do efektu leczenia :)))

Misiu po zabiegu wydłużenia ścięgna Achillesa, jeszcze w szpitalnym łóżeczku.
Nóżka Pawełka po zdjęciu ostatniego gipsu. Widoczne odgniecenia i delikatne otarcia oraz lekko łuszcząca się skórka. 
Nasz Pawełek miał wadę tylko jednej stopki. (Stopa końsko - szpotawa 'lubi' występować na obu stopach na raz.) Dość długo wisiała nad nami jeszcze jedna czarna chmura. Perspektywa tego, co po gipsie. Początkowo, jedynym wyjściem jakie było nam przedstawiane była szyna pomiędzy nóżkami Pawełka na nieokreślony czas. Szyna ta miała utrzymywać stopki pod odpowiednim kątem. Najpierw miała być noszona non stop, potem tylko na noc. Było to coś, co przerażało mnie bardziej niż sam gips. Skończyło się jednak inaczej...




Szczęśliwie okazało się, że w naszym przypadku wystarczy orteza typu AFO, na jedną nóżkę (zdjęcia powyżej). Ten plastikowy bucik towarzyszył nam przez miesiąc non stop, a następnie zakładany był tylko na noc. W nocy Pawełek ma go na nóżce do teraz. Już powoli z niego wyrasta i będziemy zamawiać nowy. Tak naprawdę nie wiemy, jak długo jeszcze Miś będzie go musiał nosić. Teoretycznie pewnie moglibyśmy 'olać' sprawę i mieć nadzieję, że wada nie wróci, jednak tak jak pisałam. Ufamy naszemu ortopedzie. Póki On nam nie powie, że małemu już nie grozi powrót problemu, bucik będzie bez dwóch zdań. Zwłaszcza, że mały w zupełności go akceptuje i tak na prawdę w niczym mu nie przeszkadza.

Podsumowując. Nie taka wada straszna, jak urasta w głowie mamy. Ale mogę to napisać bez emocji dopiero teraz, po ponad roku od narodzin Pawełka. Prawda jest taka, że każdy takie sprawy przeżywa inaczej. Ja potrzebowałam czasu na oswojenie 'potwora'. Prawda jest też taka, że dziecko znosi ta przygodę znacznie lepiej niż rodzice (którym wydaje się, że będzie mu strasznie ciężko i źle...). Jeśli trafi się w dobre ręce, da się wyjść z sytuacji dość szybko, a po kilku miesiącach cieszyć pełnym zdrowiem dziecka. Pawełek zaczął chodzić w wieku 9 miesięcy. Gips nie wpłynął w żaden negatywny sposób na jego rozwój. Stopka rozwija się prawidłowo pod każdym względem.


To chyba tyle :)

Jeśli chodzi o dodatkowe 'atrakcje' związane z gipsem, to najgorsze dla nas były kąpiele. Wiadomo, że małego nie można było kąpać normalnie, w wanience pełnej wody. To też była dla mnie bardzo stresująca sprawa, jeszcze zanim mały miał założony pierwszy gips. Po równych kombinacjach mycia na przewijaku wilgotnymi ściereczkami udało się wypracować metodę, która towarzyszyła nam przez następne miesiące. Potrzebne rzeczy to wanienka i gąbka, na której można położyć dziecko. My kładliśmy na gąbkę jeszcze tetrową pieluszkę, aby podczas mycia okryć dziecko, żeby nie zmarzło (pieluszkę polewaliśmy ciepłą wodą co kilka chwil). W ten właśnie sposób Pawełek mógł w miarę swobodnie leżeć na gąbce. Jedna osoba trzymała nóżkę z gipsem w górze, a druga mogła dość wygodnie myć Misia polewając go delikatnie wodą. Metoda na prawdę dobrze się sprawdziła, a jak widać na zdjęciu poniżej, sam zainteresowany potrafił się nieźle odprężyć ;)


Na koniec chciałam napisać, że jeśli ten tekst trafi kiedykolwiek do osoby, która zaczyna przygodę ze stopką K-S, to zachęcam do kontaktu na PRV. Odpowiem na wszelkie pytania dotyczące naszej sprawy. Podzielę się wiedzą, jaka została po tych kilku miesiącach. Może pomoże to jakiejś płaczącej mamie, która nie wie, co czeka jej dziecko w najbliższych miesiącach.

Z pozdrowieniami :)

Ps. Jeśli jesteś z okolic Zagłębia, a szukasz dobrego ortopedy dla swojego dziecka, poniżej wymieniam miejsca, gdzie możesz umówić się do doktora Marcina Hajzyka.

  • SafMed, Sosnowiec, Grota Roweckiego - KLIK
  • Przychodnia Epione, Katowice, os. Tysiąclecia - KLIK
  • Chorzowskie Centrum Pediatrii i Onkologii, Chorzów - KLIK
  • - Oddział Ortopedii i Traumatologii Narządu Ruchu dla Dzieci

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz