17 marca 2016

Cieszę się tym moim macierzyństwem...

W sumie... ja chyba nigdy nie marzyłam o założeniu rodziny... Takiej pełnej, z dzieckiem (dziećmi). Choć teraz, z perspektywy posiadaczki małego Misia, wydaje mi się, że nic lepszego nie mogło mi się przytrafić... Przed pojawieniem się małego moje życie wyglądało zupełnie inaczej. Miałam zupełnie inne plany, priorytety, zaczynałam nowy uczelniany rozdział. Teraz z tamtych planów została jakaś garstka, na dodatek w obecnej sytuacji o niebo trudniejsza do zrealizowania. 

"Cieszę się tym moim macierzyństwem. Cholernie mnie podbudowuje myśl, że jestem coraz bliżej realizacji tych moich głównych pragnień o życiu rodzinnym. Takim z krwi i kości. O pieczeniu babeczek, nawet gdy czasu mało. (...) Widzę, że macierzyństwo robi ze mnie fajnego człowieka. Takiego poukładanego w środku, skonkretyzowanego. Który już wie, czego chce, jak chce i dlaczego czegoś chce." [Szczesliva]

Prawda jest taka, że gdy pojawia się dziecko, życie kobiety bardzo się zmienia. Miałam napisać, że pary, ale nie... Nie pary... W przeważającej większości (bo znam jednak też inne przypadki), to kobieta przejmuje obowiązki związane z opieką nad noworodkiem, niemowlakiem... To kobieta nie śpi w nocy, karmi, przebiera, przewija, myje, gotuje zupki, bawi się, w zasadzie zmienia swoje życie o 180 stopni. Tatusiowe biorą na siebie obowiązek utrzymania rodziny, dbania by jej nic nie brakowało, ale zasadniczo - w ich życiu niewiele się zmienia. Przecież przed porodem też spędzali wiele godzin w pracy. Też oglądali swoje ulubione seriale, leżeli w łóżku do której im się podoba (jeśli akurat nie muszą iść do pracy na konkretną godzinę...), siedzieli po nocach w swoich warsztatach czy przy kompach... O! Oni nadal mają czas aby w coś zagrać jeśli lubią... Dziecko to taki mały człowieczek, któremu poświęca się kilka chwil w ciągu dnia. Ja nie mówię, że to ze złej woli... Przecież zapewnienie bytu i poczucia bezpieczeństwa rodzinie jest hiper ważne. Fajnie by było, gdyby jednak Tatusiowie trochę bardziej rozumieli i doceniali wkład, jaki wnoszą w rodzinę Mamy. Ich starania, by dzidziuś był szczęśliwy, najedzony, wybawiony, czysty i zadbany... Żeby zadbany był dom tak, by chciało się do niego z tej pracy wracać... Żeby było co zjeść, żeby pachniało świeżym chlebem, żeby na stole zawsze stał dzbanek z herbatą albo kompotem, bo On lubi... Niestety, im więcej rozmawiam z młodymi mamami (a mam ich obecnie w otoczeniu kilka), tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że 'wszystkie mamy tak samo...' Czujemy, że to nasze życie zmieniło się na lepsze, natomiast obserwujemy, że nasi Panowie 'nie ogarniają' tych zmian... Nie odnajdują się do końca w nowej rzeczywistości. Nie przychodzi im łatwo pogodzić się ze zmianami jakie zaszły również w związku, oraz z tym, że już NIGDY nie będzie jak dawniej. Że przez pewien czas randka to będzie wspólne śniadanie (o ile On wstanie z łóżka, zanim Ona padnie z głodu i zje sama...), że największą fantazją zaczynającą się na S na trzy litery jest SEN... Nieprzerywany, kilkugodzinny... Zawsze będzie ten trzeci (albo trzeci i czwarty) I to z nim teraz będziemy iść do przodu, a nie sami dla siebie :)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz